Philips PUS9000 to dowód na to, że producent nie tylko trzyma rękę na pulsie, ale też uważnie słucha swoich użytkowników. W najnowszej odsłonie tej popularnej serii widać wyraźny progres – szczególnie na tle poprzedniej generacji, którą mieliśmy okazję testować. Zastosowanie matrycy VA przyniosło zauważalną poprawę czerni, która w końcu prezentuje się na przyzwoitym poziomie. Jasność sięgająca 500 nitów nie zawodzi nawet w nasłonecznionych pomieszczeniach, a wsparcie dla szerokiej gamy formatów HDR – w tym Dolby Vision i HDR10+ – uzupełnia obraz solidnie przygotowanego sprzętu. Do tego obsługa technologii dźwięku przestrzennego jak Dolby Atmos i DTS tylko wzmacnia pozytywne wrażenie zwłaszcza, że obecność wszystkich wcześniej wspomnianych formatów nie jest oczywistością nawet w najdroższych modelach z 2025 roku. Ale to, co naprawdę wyróżnia ten model na tle konkurencji, to system Ambilight. Wielokolorowe podświetlenie robi nie tylko wrażenie wizualne – w zaciemnionym pokoju potrafi poprawić postrzegany kontrast i całkowicie odmienić sposób odbioru filmu czy serialu. Na uznanie zasługuje też tryb dla graczy. 144 Hz, niski input lag, zmienna częstotliwość odświeżania, zgodność z G-Sync i funkcja Game Bar – wszystko, czego można oczekiwać od sprzętu stworzonego z myślą o konsolach i PC. Niestety, nie wszystko działa idealnie. System Titan OS, choć działa w miarę płynnie, wciąż cierpi na braki – brakuje wielu popularnych aplikacji, pojawiają się drobne błędy, a całość bywa po prostu toporna w codziennym użytkowaniu. Do tego pilot, mimo nowoczesnego wyglądu, nadal korzysta z podczerwieni i wymaga celowania w telewizor. Szkoda.
Dla kogo więc jest PUS9060? Dla osób, które wieczorami chcą zanurzyć się w seansie z efektownym Ambilightem, grają na konsolach i treści streamują z zewnętrznych urządzeń. W takim scenariuszu „The One” rzeczywiście może okazać się "tym jedynym" – szczególnie, że jego cena nie odstrasza w dniu premiery.
Hisense E7Q / E79Q to ten typ telewizora, który nie obiecuje cudów – i może właśnie dlatego potrafi pozytywnie zaskoczyć. Nie próbuje udawać sprzętu z wyższej półki, tylko po prostu robi swoje. Jeśli szukacie taniego ekranu do wszystkiego, który poradzi sobie i z Netfliksem, i z konsolą, i z porannym YouTube’em przy kawie, to ten model ma sporo sensu. System VIDAA od kilku lat dojrzewa i widać, że producent wyciąga wnioski. Mamy tu AirPlay, screen mirroring, wyszukiwanie głosowe po polsku – wszystko działa, może nie z błyskawiczną prędkością, ale wystarczająco płynnie, by nie irytować. Nie znajdziemy tu tysięcy aplikacji jak w Google TV, ale te najważniejsze są pod ręką. To system, który ma być prosty i praktyczny, a nie przeładowany zbędnymi bajerami – i w tym sensie naprawdę się broni. Dla graczy też znajdzie się coś ciekawego. E7Q / E79Q oferuje niski input lag, automatyczny tryb niskiego opóźnienia (ALLM), obsługę VRR do 60 Hz, a nawet tryb 120 Hz w rozdzielczości 1080p. Nie jest to ekran dla hardkorowych entuzjastów e-sportu, ale jeśli po prostu lubicie wieczorem odpalić konsolę i zagrać w kilka rund, ten telewizor spełni swoje zadanie bez marudzenia. A jak z jakością obrazu? Nie będziemy was oszukiwać – nie jest rewelacyjnie, ale też nie ma powodów do narzekania. Jasność rzędu 350 nitów nie zrobi wrażenia, jednak kontrast dzięki matrycy VA potrafi naprawdę pozytywnie zaskoczyć. Czerń jest całkiem głęboka, a kolory mają przyjemną intensywność, szczególnie w trybie SDR. Trochę szkoda, że Dolby Vision niewiele wnosi – bo gdyby zadziałał tak, jak powinien, mielibyśmy telewizor, który śmiało można byłoby polecić również do seansów HDR. Z drugiej strony, trudno tego oczekiwać w tej półce cenowej. To po prostu uczciwy, dobrze wyceniony ekran, który nie robi z siebie gwiazdy, ale potrafi dostarczyć solidnego obrazu i zaskakująco dobrych funkcji. I choć nie jest perfekcyjny, to po kilku dniach używania trudno nie pomyśleć: „kurczę, ten tani Hisense naprawdę daje radę”.