TCL A300 to telewizor stylizowany na obraz, który w codziennym użytkowaniu może z powodzeniem udawać dzieło sztuki zawieszone na ścianie. Został wyposażony w specjalny tryb wyświetlania obrazów, dodatkowe ramki w odcieniu jasnego drewna oraz płaski uchwyt ścienny, który pozwala zawiesić telewizor jak prawdziwy obraz – bez odstępu od ściany.
Sporą zaletą trybu obrazu jest to, że jest całkowicie darmowy. Mamy dostęp do kilkudziesięciu dzieł, spośród których możemy wybrać to, które ma się wyświetlać w stanie czuwania – zamiast czarnego ekranu, na ścianie zostaje wybrany przez nas obraz. Sama jakość reprodukcji grafik jest w porządku, ale trzeba przyznać, że wyraźnie ustępuje tej z Samsungowego ART Store. Choć tam dostęp do obrazów jest płatny, to jakość skanów jest znacznie lepsza – widać strukturę farby, płótna, detale. W TCL A300 przypomina to raczej wysokiej jakości zdjęcia niż realistyczne reprodukcje dzieł sztuki. Na dodatek implementacja trybu obrazu w systemie pozostawia sporo do życzenia. Dla przykładu – jeśli w trybie obrazu ustawimy jasność na poziomie 10%, to ta sama wartość przenosi się automatycznie do zwykłego trybu oglądania, gdzie przecież spokojnie moglibyśmy ustawić jasność na 50% albo nawet 100%. Działa to też w drugą stronę – gdy w zwykłym trybie ustawimy jasność na 100%, to po przełączeniu się na tryb galeryjny obrazy wyświetlają się z tą samą, maksymalną jasnością, świecąc zbyt intensywnie i tracąc cały efekt „obrazu na ścianie”. To drobne, ale irytujące błędy, które potrafią zepsuć odbiór tego, co z założenia miało być wizualnie subtelne i eleganckie.
Przechodząc do bardziej klasycznych funkcji – A300 działa na systemie Google TV, który obecnie oferuje zdecydowanie największy wybór aplikacji (pełna lista dostępna poniżej). Na duży plus zasługuje również dobrze działający asystent głosowy z obsługą języka polskiego. Standardowo – jak w większości telewizorów TCL – zabrakło funkcji nagrywania na USB czy trybu obrazu w obrazie (PiP).
Funcje użytkowe
Zacznijmy od podstaw, czyli klasycznych funkcji telewizora. Philips OLED770 nie wywraca tu stolika, mamy standardowy interfejs EPG, możliwość podłączenia urządzeń przez Bluetooth i kilka prostych opcji konfiguracyjnych w tym telegazetę. Ciekawostką jest obecność złącza jack, które w dzisiejszych czasach należy już do rzadkości. Docenią je jednak posiadacze starszych amplitunerów czy przewodowych słuchawek. Pilot sprawia dobre wrażenie – jest ergonomiczny i z podświetleniem klawiatury numerycznej – ale tu też czuć pewien krok wstecz. Działa na podczerwień, więc trzeba celować w telewizor, a przecież w 2025 roku oczekiwalibyśmy raczej pełnej obsługi bezprzewodowej. Wyjątkiem są komendy głosowe, które korzystają z Bluetooth, ale i tu nie ma powodów do euforii.
Funkcje SmartTV – TitanOS
No właśnie, a skoro jesteśmy przy głosie – przechodzimy do systemu Smart TV, czyli elementu, który dziś w dużej mierze definiuje codzienny komfort korzystania z telewizora. I tutaj OLED770 wyraźnie odstaje od konkurencji. TitanOS działa na tyle szybko, że trudno mówić o tragedii, ale codzienne użytkowanie potrafi frustrować drobnymi błędami i niedociągnięciami. Teoretycznie dostajemy wsparcie dla AirPlay, ale z drugiej strony screen mirroring w praktyce nie działał w ogóle. Wyszukiwanie głosowe? Jest, ale tylko przez Amazon Alexę i bez obsługi języka polskiego. Innymi słowy funkcje są, ale gdy próbujemy z nich skorzystać, okazuje się, że ich przydatność jest mocno ograniczona wręcz nieprzydatna. I to właśnie Smart TV staje się największym hamulcowym OLED770. Obraz potrafi zachwycić, granie wypada świetnie, Ambilight daje unikalny klimat – a gdy przechodzimy do codziennego korzystania z aplikacji i usług, czujemy niedosyt.
Ambilight – Philips OLED770
Choć w kwestii funkcjonalności smart Philips OLED770 wypada raczej przeciętnie, to ma w zanadrzu coś, czego konkurencja mu szczerze zazdrości. Mowa oczywiście o trójstronnym systemie Ambilight, który od lat jest znakiem rozpoznawczym telewizorów tej marki. Diody LED umieszczone z tyłu obudowy dynamicznie podświetlają ścianę w kolorach dopasowanych do tego, co w danej chwili dzieje się na ekranie. Efekt jest prosty, ale bardzo sugestywny – obraz zdaje się wychodzić poza ramy telewizora, a my dostajemy wrażenie, jakby ekran nagle urósł o dodatkowe cale. Podczas seansu filmowego potrafi to zbudować klimat, w grach zwiększa immersję, a przy codziennym oglądaniu telewizji po prostu cieszy oko. To właśnie ten dodatek sprawia, że mimo ograniczeń TitanOS, OLED770 ma coś, co może przyciągnąć uwagę i nadać mu charakteru.