TCL C69B lub inaczej C655 w swoich najmniejszych rozmiarach (43 i 50") to model, który wyróżnia się przede wszystkim systemem Google TV. Obsługa jest prosta i intuicyjna, a dostęp do ulubionych aplikacji nie sprawia problemu. Spersonalizowane rekomendacje ułatwiają wybór, co oglądać, a wyszukiwanie głosowe w języku polskim działa szybko i sprawnie. Jeśli chodzi o jakość obrazu, C69B / C655 wypada dobrze, szczególnie w swojej cenie. Dzięki technologii powłoce z kropek kwantowych (PFS) kolory są żywe, a obsługa Dolby Vision sprawia, że filmy HDR wyglądają całkiem nieźle. Kontrast jest wystarczający do codziennego oglądania, ale jasność na poziomie 350 nitów może być problemem w bardzo słonecznych pomieszczeniach. W mniej wymagających warunkach telewizor radzi sobie jednak całkiem solidnie – szczegóły są dobrze widoczne, a czerń jest przyzwoita, choć nie idealna. Dla graczy to raczej opcja na spokojne, okazjonalne granie. Matryca 60 Hz nie daje takiej płynności jak droższe modele, ale niski input lag zapewnia dobrą responsywność. Funkcja Game Bar pozwala szybko zmieniać ustawienia bez wychodzenia z gry. Nie jest to sprzęt dla zapalonych gamerów, ale w tej cenie trudno oczekiwać więcej. Są jednak pewne ograniczenia. Jasność ekranu i brak funkcji nagrywania mogą przeszkadzać, szczególnie jeśli jesteśmy przyzwyczajeni do bardziej zaawansowanych rozwiązań. Obraz w obrazie (PiP) to kolejna funkcja, której tu brakuje – może to być problem dla osób lubiących wielozadaniowość. Przy treściach HDR widać też, że telewizor nie radzi sobie tak dobrze, jak droższe modele, szczególnie w jaśniejszych scenach. Podsumowując: C69B / C655 to telewizor, który najlepiej sprawdzi się w codziennym użytkowaniu. Google TV ułatwia życie, a jakość obrazu zadowoli większość osób, zwłaszcza jeśli nie oczekujemy perfekcji. To sprzęt do oglądania telewizji, filmów i okazjonalnego grania, który nie nadwyręży budżetu, ale jednocześnie oferuje solidne podstawy, aby zagościć tam gdzie, większe rozmiary telewizora się poprostu nie zmieszczą.
QNED86A6A to telewizor, który w swojej klasie cenowej naprawdę robi świetną robotę, jeśli chodzi o sport, gry i codzienne oglądanie telewizji. Matryca 120 Hz sprawia, że obraz jest płynny, a ruch ostry, co docenią zarówno kibice, jak i gracze. Do tego dochodzi niski input lag wraz z pełnym pakietem funkcji gamingowych takich jak HGiG, VRR czy ALLM. Telewizor równie dobrze współpracuje z komputerem jak i z konsolą, więc w biurze czy na biurku w wersji 43” sprawdzi się świetnie w roli monitora do pracy. Drugim mocnym punktem jest system webOS. Jest to szybki, stabilny i bogaty w aplikacje system opracyjny, który w parze z pilotem Magic daje bardzo wygodną obsługę. Nowa wersja pilota jest smuklejsza i lepiej leży w dłoni, a sam kursor na ekranie to rozwiązanie, którego brakuje wielu konkurentom. Do tego dochodzą klasyczne funkcje – nagrywanie na USB, Bluetooth do słuchawek i pełny zestaw HDMI 2.1 z obsługą eARC i Dolby Atmos. To sprawia, że telewizory z serii QNED85 są jednymi z najbardziej „multimedialnych” telewizorów w swojej klasie. Ale nie ma co owijać w bawełnę ten model ma też swoje spore wady. Największą jego wadą jest bez wątpienia kontrast, a raczej jego brak. Matryca IPS w połączeniu z krawędziowym „mini-LED-em” to po prostu bardzo zły pomysł. Ekran poprstu nie nadaje się do oglądania filmów w ciemnym salonie. Czernie są szarogranatowe, a lokalne wygaszanie potrafi wygenerować paski światła przypominające lasery, które skutecznie psują chęci z oglądania. Do kina domowego to nie jest wybór, który można polecać z pełnym przekonaniem. Drugi problem być może nie jest związany bezpośrednio z samym telewizorem a jego sprzedażą. Chodzi o chaos w nazewnictwie i róznice w wersjach derywatywnych. Ten sam model nawet z tym samym oznaczniem, w zależności od sklepu może mieć, inny kolor rami czy podstawę. To naprawdę potrafi być frustrujące dla kupującego i wzbudzić w nim poczucie zmieszania. Podsumowując krótko: LG QNED86A6A to świetny telewizor do sportu, gier i codziennej telewizji, z wygodnym systemem i dużą funkcjonalnością. Ale jeśli szukacie ekranu stricte do filmów czy seriali i wymagacie głębokiej czerni, to lepiej zerknąć w stronę telewizorów, które faktycznie można nazwać Mini-LEDami z pełnym przekonaniem.