Są takie telewizory, które przychodzą na testy i od razu myślisz: „ot, kolejny pomniejszony średniak, pewnie jakich wiele”. I w zasadzie… to prawda. TCL C7K nie próbuje zrzucić OLED-ów z tronu, nie krzyczy z pudełka „rewolucja!”. A mimo to, po kilku dniach testów, trudno nie pomyśleć: „kurczę, to naprawdę dobry sprzęt”. I taki własnie jest C7K. Największym atutem C7K to niezły obraz w rozsądnej cenie – MiniLED i kropki kwantowe robią tu swoje. Kolory są żywe, jasność zadowalająca, kontrast robi wrażenie, a przy odpowiednich ustawieniach można naprawdę cieszyć się seansami w najlepszej jakości. Drugi mocny punkt to płynność ruchu – zarówno w sporcie, jak i grach. Wsparcie dla HDMI 2.1, zmiennej częstotliwości odświeżania, 144 Hz i cała masa innych funkcji sprawia, że granie na tym TV to czysta przyjemność. Do tego dochodzi Google TV, który – mimo drobnych niedociągnięć – daje dostęp do niemal nieskończonej biblioteki aplikacji. Sterowanie głosowe, szybki dostęp do YouTube’a, Netflixa, obsługa AirPlay – jest tu wszystko, czego potrzeba do codziennego użytkowania. Czy są minusy? Jasne. System Google TV miewa chwile "zawahania", a MiniLED – jak to MiniLED – potrafi się potknąć na bardzo trudnych scenach filmowych. Ale to detale. W końcu C7K to średnia półka – i w tej klasie wypada po prostu świetnie. Jeśli więc szukacie rozsądnie wycenionego, nowoczesnego telewizora z Google TV, który dobrze wygląda, dobrze działa i całkiem nieźle gra a przy tym nie zrujnuje Wam budżetu – TCL C7K zdecydowanie zasługuje na uwagę.
Hisense E7Q / E79Q to ten typ telewizora, który nie obiecuje cudów – i może właśnie dlatego potrafi pozytywnie zaskoczyć. Nie próbuje udawać sprzętu z wyższej półki, tylko po prostu robi swoje. Jeśli szukacie taniego ekranu do wszystkiego, który poradzi sobie i z Netfliksem, i z konsolą, i z porannym YouTube’em przy kawie, to ten model ma sporo sensu. System VIDAA od kilku lat dojrzewa i widać, że producent wyciąga wnioski. Mamy tu AirPlay, screen mirroring, wyszukiwanie głosowe po polsku – wszystko działa, może nie z błyskawiczną prędkością, ale wystarczająco płynnie, by nie irytować. Nie znajdziemy tu tysięcy aplikacji jak w Google TV, ale te najważniejsze są pod ręką. To system, który ma być prosty i praktyczny, a nie przeładowany zbędnymi bajerami – i w tym sensie naprawdę się broni. Dla graczy też znajdzie się coś ciekawego. E7Q / E79Q oferuje niski input lag, automatyczny tryb niskiego opóźnienia (ALLM), obsługę VRR do 60 Hz, a nawet tryb 120 Hz w rozdzielczości 1080p. Nie jest to ekran dla hardkorowych entuzjastów e-sportu, ale jeśli po prostu lubicie wieczorem odpalić konsolę i zagrać w kilka rund, ten telewizor spełni swoje zadanie bez marudzenia. A jak z jakością obrazu? Nie będziemy was oszukiwać – nie jest rewelacyjnie, ale też nie ma powodów do narzekania. Jasność rzędu 350 nitów nie zrobi wrażenia, jednak kontrast dzięki matrycy VA potrafi naprawdę pozytywnie zaskoczyć. Czerń jest całkiem głęboka, a kolory mają przyjemną intensywność, szczególnie w trybie SDR. Trochę szkoda, że Dolby Vision niewiele wnosi – bo gdyby zadziałał tak, jak powinien, mielibyśmy telewizor, który śmiało można byłoby polecić również do seansów HDR. Z drugiej strony, trudno tego oczekiwać w tej półce cenowej. To po prostu uczciwy, dobrze wyceniony ekran, który nie robi z siebie gwiazdy, ale potrafi dostarczyć solidnego obrazu i zaskakująco dobrych funkcji. I choć nie jest perfekcyjny, to po kilku dniach używania trudno nie pomyśleć: „kurczę, ten tani Hisense naprawdę daje radę”.