
Pamiętacie czasy przewijania kasety, charakterystycznego „pikania” i ziarna większego niż cała głowa aktora? Cóż, Hollywood postanowiło ten klimat przywrócić. I nie mówimy tu o Netflixie stylizującym intro na retro – mówimy o prawdziwych kasetach VHS.
Zaczęło się w 2016, gdy Deadpool dostał limitowaną, stuwydaniową wersję na VHS – bardziej jako gadżet dla geeków niż coś, co faktycznie da się oglądać. Ale w 2024 zrobiło się poważniej. Do sprzedaży trafiły Suspiria, Alien: Romulus, V/H/S/Beyond i Terrifier. Rok 2025 zaczął się z hukiem – VHS-ową wersją klasyka They Live.
A teraz – czas na kultową Escape From New York.
Ucieczka z Nowego Jorku na kasecie. Limitowana, kolekcjonerska i… naprawdę działa
Wydanie VHS filmu Johna Carpentera trafiło na rynek 15 maja w dwóch edycjach:
– Slipcase Limited Edition – tylko 1000 egzemplarzy,
– Standard Collector’s Edition – bez limitu, ale nadal z etykietą „kolekcjonerska”.
Obie wersje zawierają pełny film w panoramie, ok. 99 minut w formacie PAL. I tak, te kasety naprawdę działają. Cena? 30 funtów bez wysyłki. Chcecie plakat? Dorzucicie kolejne 100.
Ale zanim odpalicie magnetowid – to nie winyl. I nie próbujcie sobie tego wmawiać
Winyl wrócił, bo brzmi dobrze. Analogowy dźwięk ma klimat, głębię, jest „ciepły” i nadal daje frajdę audiofilom. VHS? Nie oszukujmy się – wygląda paskudnie. Rozdzielczość w praktyce to 240p, przeplot, proporcje 4:3 (albo sztucznie wyciągnięte „panoramy”), przeskalowana liczba klatek… Krótko mówiąc – wszystko jest nie tak, jak powinno.
Czy jest w tym jakiś urok? Jasne. Dla pokolenia, które wychowało się na wypożyczalniach, przewijaniu i odklejających się etykietach – pewnie tak. Ale jeśli liczycie na jakość obrazu albo wierność wizji reżysera, to… zostaje Wam Blu-ray. Albo jeszcze lepiej – nowoczesny ekran, który nie kosztuje fortuny. Sprawdź nasz ranking najlepszych budżetowych telewizorów i zobacz, jak dziś wygląda prawdziwe 4K bez bankructwa.
VHS wraca, ale chyba tylko na półkę...
Cały ten trend to bardziej zabawa w styl retro niż faktyczne wskrzeszenie formatu. To jakby kupić Nokie 3310, ale nigdy z niej nie dzwonić. Klimat? Jest. Sens? Żaden. Ale hej – jeśli chcecie mieć na półce Alien: Romulus w obłym plastikowym pudełku z żółtą naklejką „Do przewinięcia” – droga wolna.
Hollywood wie, jak grać na nostalgii. I właśnie dlatego ta kasetowa zabawa jeszcze się nie kończy.