Nowa premiera Netflixa: „Olympo” to „Elite” na kreatynie. Słońce, pot, seksapil i... trochę sportu

Kalendarz 6/21/2025

Olympo na Netflixie: nowy hiszpański serial twórców Elite. Seks, sport i dramaty w górskim ośrodku HPC. Zobacz, co naprawdę dzieje się za kulisami!

Czas porzucić stereotypy: sport to nie tylko pot, dyscyplina i rekordy. W „Olympo”, nowym hiszpańskim serialu Netflixa od producentów „Elite”, sport to tło dla dram, seksu, intryg i… podejrzanie dobrze oświetlonych scen w szatni. To trochę jakby „Igrzyska Śmierci” spotkały „Top Model”, tylko że z klatą.

Zoe wbiega na bieżnię, ale trafia do klatki z lwami

Główna bohaterka, Zoe (Nira Osahia), zostaje wybrana do trenowania siedmioboju w Górskim Centrum Wysokich Wyników w Pirenejach (HPC). Problem? Wszyscy wokół to cyborgi nastawione na zwycięstwo. A Zoe, która biega nie tylko przed metą, ale i swoją przeszłością, ma problem, by się w tym wszystkim odnaleźć.

Już na starcie trafia na mur milczenia – jej współlokatorka Renata (Andy Duato) nawet nie próbuje z nią rozmawiać. Dwóch przystojnych osiłków z drużyny rugby – Charlie (Martí Cordero) i Sebas (Juan Perales) – zamienia siłownię w tor przeszkód pełen upokorzeń. A trenerzy? Więcej w nich z bezdusznych kontrolerów niż z mentorów.

Ciała, które krzyczą „patrz na mnie” – i fabuła, która czasem milknie

Nie oszukujmy się – „Olympo” kręci się wokół fizyczności. Kamery zjeżdżają po ciałach aktorów jakby kręcono reklamę bielizny. Slow-mo, pot, basen, sauna, prysznic. Jest na co patrzeć – i Netflix doskonale o tym wie.

Roque (Agustín Della Corte), kapitan drużyny rugby i otwarcie gejowski sportowiec, to najciekawsza postać serialu. W jednej scenie jego „zapaśniczy” moment z kolegą aż iskrzy od napięcia. Potem mamy homoerotyczną sekwencję meczu rugby przeplataną z możliwym pocałunkiem. A kiedy pocałunek naprawdę dochodzi do skutku – nago, pod prysznicem – robi się gorąco. W dosłownym sensie.

Amaia i jej topienie się w ambicji

Amaia (Clara Galle) to perfekcjonistka, która zamienia pływanie synchroniczne w pole bitwy. Próbuje zgarnąć dla siebie sponsoring Olympo, ale kosztem relacji z partnerką Nuríą (María Romanillos) i resztą zespołu. I chociaż jej misja „poznania prawdy” o HPC wydaje się szlachetna, trudno nie odnieść wrażenia, że chodzi o jej własne ego.

Najlepsze momenty? Te poza boiskiem. W saunie i na nielegalnych imprezach (kto by nie chciał zagrać w „Beer-minton”, czyli beer ponga z lotkami?), bohaterowie spuszczają maski i zaczynają mówić, co myślą. Plotki, złośliwości, napięcia. Zoe błyszczy swoją szczerością, Roque ujmuje autentycznością, a Amaia i Charlie irytują, choć przyciągają wzrok.

Fabuła czasem kuleje, chociaż aktorsko jest stabilnie...

Choć serial ma ambicje – doping, homofobia, presja sukcesu, seks jako forma ucieczki – to często zbacza w stronę banału. Dialogi bywałyby lepsze, gdyby dopisać im trochę głębi. Śledztwo w odcinku czwartym zamiast podnosić napięcie, spowalnia akcję. Zupełnie pominięto również temat sportowców transpłciowych – aż prosiło się o choćby jedno zdanie.

Nira Osahia jako Zoe to emocjonalne centrum serialu – wciąga, przeżywa, zadaje pytania, które sam sobie zadajesz. Clara Galle jako Amaia gra dobrze, ale jej postać jest zbyt irytująca, by naprawdę z nią sympatyzować. Sebas i Charlie kradną każdą scenę, w której się pojawiają – czy to wzrokiem, czy (w przypadku Charliego) tańcem w rozbieranym stylu.

Werdykt? Trochę jak cheat meal po treningu...

„Olympo” nie odkrywa Ameryki. Ale też nie musi. To serial o pięknych ludziach w pięknych miejscach z nie do końca pięknymi intencjami. Ogląda się to gładko, czasem aż za gładko. Ale jeśli chcesz po prostu odpalić coś lekkiego, intensywnego wizualnie i z nutką skandalu – to właśnie to.

Nie oczekuj złota olimpijskiego. Ale brązowy medal za guilty pleasure? Jak najbardziej.

Katarzyna Petru Avatar
Katarzyna Petru

Dziennikarz, recenzent i felietonista portalu "Wybierz TV"